Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kojnie, mój aniele, odparł, zapomniałem wszystkiego, przysięgam.
Klemencja usnęła z tem słodkiem i słodziej jeszcze powtórzonem słowem. Patrząc na śpiącą, Julian rzekł sobie w duchu:
— Ona ma słuszność: kiedy miłość jest tak czysta, posądzenie kazi ją. Dla tej duszy tak świeżej, dla tego tak delikatnego kwiatu, skażenie to śmierć.
Kiedy, między dwiema istotami kochającemi się bez granic, których życie stopione jest w każdej chwili, horyzont się zachmurzy, wówczas, mimo że chmura się rozproszy, w duszach zostaje jakiś ślad po niej. Albo czułość staje się żywsza, jak ziemia jest piękniejsza po deszczu, albo wstrząśnienie odzywa się jeszcze jak odległy grzmot na czystem niebie: ale niepodobna jest wrócić do dawniejszego życia. Miłość musi rosnąć albo zmniejszać się. Przy śniadaniu, państwo Julianowie odnosili się do siebie z czułością, która miała odrobinę przesady. Spojrzenia ich były pełne wymuszonej niemal wesołości; robili wrażenie ludzi żądnych oszukać samych siebie. Julian miał mimowolne wątpliwości, a żona jego miała niewątpliwie obawy. Mimo to, pewni siebie wzajem, spali w nocy. Czy to skrępowanie było wynikiem niedowierzania, wspomnieniem nocnej sceny? Nie wiedzieli sami. Ale kochali się, kochali się miłością zbyt czystą, aby wrażenie — okrutne wraz i dobroczynne — owej nocy nie miało zostawić jakichś śladów. Oboje pragnęli zatrzeć je, każde z nich pragnęło uczynić pierwszy krok; nie mogli się obronić od myśli o źródle pierwszego nieporozumienia. Dla kochających dusz,