Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze choć mnie już nie kochasz. Mimo że oczy moje wciąsz godne są spojrzeć w twoje oczy, nie pragnę widzieć cię: lękam się mej słabości i mego przywiązania. Ale błagam, napisz słówko zaraz, da mi ono odwagę kturej potszebuje aby znieść moje cierpienia. Żegnaj, sprafco wszystkich moich nieszczęść, ale jedyny kochanku kturego serce moje wybrało i którego nie zapomni nigdy.

„Ida“.

To życie młodej dziewczyny, której zawiedziona miłość, tragiczne szczęście, ból, nędza i straszliwa rezygnacja streszczały się w tak niewielu słowach; ten pokątny, ale tak nawskroś paryski poemat, wypisany w tym brudnym liście, uderzyły pana de Maulincour. Przyszło mu do głowy, czy też ta Ida nie jest jaką krewną pani Julianowej i czy ta wieczorna schadzka, której był przypadkowym świadkiem, nie wynikła z jakichś miłosiernych intencji. Żeby ten stary nędzarz miał uwieść Idę?... to byłby istny cud. Tak błądząc w labiryncie domysłów, które się krzyżowały i niweczyły nawzajem, baron zaszedł w pobliże ulicy Pagevin, gdzie, na rogu ulicy des Vieux-Augustins i ulicy Montmartre ujrzał dorożkę. Ta dorożka dała mu do myślenia.
— Byłażby to ona? pomyślał.
I serce zabiło mu gorączkowo. Pchnął drzwiczki opatrzone dzwonkiem, ale czyniąc to spuścił głowę z uczuciem jakiegoś wstydu; tajemny głos mówił mu: „Poco ty się wdzierasz w tę tajemnicę?“
Przebył kilka stopni i spotkał się nos w nos ze starą odźwierną.