Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Paryża: podnoszą głowę w tem a w tem miejscu pewni iż ujrzą cyferblat zegara; mówią przyjacielowi którego tabakierka jest próżna: „Idź tym a tym pasażem, jest tam mała traficzka, po lewej, koło cukiernika który ma ładną żonę“.
Wędrować po Paryżu, jestto, dla tych poetów kosztowny zbytek. Jak nie strwonić kilku minut w obliczu dramatów, nieszczęść, fizjognomji, malowniczych wydarzeń, które oblegają cię w tej ruchliwej królowej miast, strojnej afiszami a nie mającej ani jednego czystego kąta, tak bardzo jest pobłażliwa dla przywar francuskiego ludku? Komu się nie zdarzyło wyjść rano z domu aby spieszyć na kraniec Paryża, i tkwić jeszcze w śródmieściu w porze obiadu? Ci smakosze zdołają wybaczyć ten rozwlekły początek, który wszakże streszcza się w spostrzeżeniu nawskroś użytecznem i nowem, o ile spostrzeżenie może być nowe w Paryżu, gdzie nic nie jest nowe, nawet pomnik wzniesiony wczoraj, na którym ulicznik już zdążył nakreślić swoje imię.
Istnieją tedy ulice albo krańce ulic, istnieją pewne domy, nieznane wytwornej publiczności, gdzie kobieta z towarzystwa nie mogłaby się pojawić nie ściągając na siebie najdotkliwszych posądzeń. Jeżeli jest bogata, jeżeli ma powóz, a znajdzie się piechotą lub przebrana w którym z tych zakątków paryskiej krainy, ciężko naraża swą dobrą sławę! Ale jeżeli, przypadkiem, zjawi się tam o dziesiątej wieczór, domysły na jakie obserwator może sobie pozwolić, stają się wręcz straszliwe. Wreszcie, jeżeli jest młoda i ładna, jeżeli wejdzie do któregoś z domów na tej ulicy;