Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na posługaczy aby ładowali rzeczy, kiedy naraz usłyszał głos, który zabrzmiał mu w uszach niby natrętna grzechotka: „To niepotrzebne, panie hrabio, jesteśmy skwitowani, mam panu wydać sześćset trzydzieści franków i piętnaście centymów!“ I, przerażony, ujrzał Cerizeta, wychodzącego ze swoich powłok niby motyl z poczwarki. Cerizet podał przeklęte akta, dodając: „W czasach mojej niedoli nauczyłem się potrosze aktorstwa, i nie ustępuję Bouffemu w rolach starców“.
— Jestem w jaskini zbójców! wykrzyknął Maksym.
— Nie, panie hrabio, jest pan u panny Hortensji, przyjaciółki starego lorda Dudley, który ją kryje przed światem, ale ona ma ten zły gust, iż darzy swą łaską pańskiego sługę.
„Jeżeli kiedy, mówił mi hrabia, miałem ochotę zabić człowieka, to w tej chwili, ale cóż pan chcesz? Hortensja pokazała swą ładną główkę, trzeba było się rozśmiać; aby ratować sytuację, rzuciłem jej sześćset franków mówiąc: „Reszta dla ciebie na szpilki“.
— To cały Maksym! wykrzyknął La Palferine.
— Zwłaszcza, że to były pieniądze starego Croizeau, rzekł bystry Cardot.
— Maksym miał chwilę tryumfu, dodał Desroches, bo Hortensja wykrzyknęła: „Och, gdybym była wiedziała, że to ty...“
— A to ci konfuzja! wykrzyknęła loretka. — Przegrałeś, milordzie, rzekła do rejenta.
W ten sposób stolarz, któremu Malaga była winna trzysta franków, otrzymał swą należytość.

Paryż, 1845.