Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obie porówni szczwane, jedna w swej wykwintnej impertynencji, druga pod swoim pancerzem z błota. — Za kim trzymacie?... rzekł Desroches, spoglądając po słuchaczach, zdziwionych że sprawa zainteresowała ich tak głęboko.
— A to historja!... rzekła Malaga. Och, proszę cię, moja kauzyperdko, mów dalej, wzięło mnie to.
— Między takimi dwoma zuchami nie mogło się to rozegrać w sposób pospolity, rzekł La Palferine.
— Ba! założę się o rachunek mego stolarza, który mnie piłuje, że mała pluskwa da rady Maksymowi, wykrzyknęła Malaga.
— Ja trzymam za Maksymem, rzekł Cardot, jeszcze go nigdy nikt nie złapał.
Desroches uczynił pauzę, wychylając kieliszek, który mu podała loretka.
— Czytelnia panny Chocardelle, podjął Desroches, mieściła się przy ulicy Coquenard, o dwa kroki od ulicy Pi gale, gdzie mieszkał Maksym. Rzeczona panna Chocardelle zajmowała mieszkanko wychodzące na ogród, i oddzielone od sklepu wielkim, ciemnym pokojem, w którym znajdowały się książki. Czytelnię Antonji prowadziła jej ciotka...
— Już miała ciotkę?... wykrzyknęła Malaga. Do kaduka! Ten Maksym niczego jej nie żałował.
— To była, niestety, prawdziwa ciotka, odparł Desroches, nazywała się... czekajcie...
— Ida Bonamy... rzekł Bixiou.
— Zatem Antonja, uwolniona od wielu kłopotów przez tę ciotkę, wstawała późno, kładła się późno, i zjawiała się w kantorze jedynie od drugiej do czwartej,