Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mów i rzekł ukazując przestrzeń zawartą między kolumną Vendôme a złotą kopułą inwalidów:
— Wydarto mi ją tam, przez nieszczęsną ciekawość tego świata, który się ciśnie i potrąca tylko poto aby się cisnąć i potrącać...
O cztery mile stamtąd, nad brzegiem Sekwany, w skromnej wiosce na stoku wzgórza, stanowiącego przedłużenie kotliny w której rusza się wielki Paryż, niby dziecko w kolebce, rozgrywała się scena śmierci i żałoby, ale wolna od wszystkich paryskich przepychów, bez pochodni i świec, bez kirem strojnych powozów, bez modłów i księży: naga śmierć. Oto fakt. Ciało młodej dziewczyny uwięzgło tego ranka na wybrzeżu w mule i trzcinach Sekwany. Piaskarze, którzy szli do roboty, spostrzegli je w chwili gdy wsiadali na swój wątły statek.
— Ot, zarobiliśmy pięćdziesiąt franków, rzekł jeden.
— Prawda, odparł drugi.
I przybili w pobliżu umarłej.
— Ładna dziewczyna.
— Chodźmy złożyć deklarację.
I dwaj piaskarze, przykrywszy ciało kurtkami, udali się do wójta, dosyć zakłopotanego protokółem, który trzeba było sporządzić z tej okazji.
Wieść o wypadku rozeszła się z telegraficzną szybkością właściwą tym środowiskom gdzie spójnia między ludźmi nie rwie się ani na chwilę, gdzie obmowa, plotki, potwarze, owa baśń ludzka którą karmi się świat, nie zostawia próżni między jedną a drugą bramą. Ludzie którzy zbiegli się do merostwa, wydobyli wójta z kłopotu. Protokół wypadku zmienili