Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Ferragus.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie ciebiebym pytał, gdybym chciał coś o tem wiedzieć, rzekł Julian. Nie, to sprawa domowa w której proszę cię o najgłębsze milczenie.
— Klaudjusz Józef Jacquet, niemy z profesji. Nie znasz mnie? rzekł śmiejąc się. Dyskrecja to mój dział.
Julian pokazał list, mówiąc:
— Trzeba mi odczytać ten list adresowany do mojej żony...
— O, do licha! ciężka sprawa, rzekł Jacquet oglądając list tak jak lichwiarz ogląda weksel do eskontu. Aha, to list z ażurkiem. Czekaj.
Zostawił Juliana samego w gabinecie i wrócił dość rychło.
— Głupstwo, mój drogi! to jest pisane starym ażurkiem, którym się posługiwał ambasador portugalski za pana de Choiseul, w dobie wygnania jezuitów. O, patrz.
Jacquet przyłożył wystrzygany papier, regularnie powycinany nakształt papierowej koronki używanej przez cukierników do opakowania cukierków; wówczas Julian mógł z łatwością odczytać pozostałe zdania:
„Pozbądź się obaw, droga Klemencjo, nikt nie zmąci już naszego szczęścia, a mąż poniecha swoich podejrzeń. Nie mogę być u ciebie. Choćbyś była najbardziej chora, trzeba koniecznie przyjść; przemóż się, znajdź siły; zaczerpniesz je w swojej miłości. Przywiązanie moje do ciebie kazało mi poddać się najokrutniejszej operacji, niepodobna mi ruszyć się z łóżka. Wczoraj wieczór przyżegano mi ciało między łopatkami, trzeba było palić dość długo. Rozu-