Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

córce spojrzenie nabrzmiałe macierzyństwem, poczem rzekła jej do ucha: — Uważaj, dziecko, gotowaś go pokochać.
— Pokochać! odparła Eugenja. Och, gdybyś wiedziała, co ojciec powiedział!
Karol obrócił się, ujrzał ciotkę i kuzynkę.
— Straciłem ojca, mego biednego ojca. Gdyby mi był powierzył sekret swego nieszczęścia, bylibyśmy pracowali razem, aby je naprawić. Och, mój dobry ojcze, tak byłem pewny, że cię ujrzę niebawem, iż zdaje mi się, że cię pożegnałem dość chłodno.
Szloch przerwał mu słowa.
— Będziemy się modliły za niego, rzekła pani Grandet. Poddaj się woli bożej.
— Kuzynie, rzekła Eugenja, odwagi. Strata twoja jest niepowetowana; myśl teraz o tem, aby ocalić swój honor.
— Mój honor?... wykrzyknął młody człowiek, odgarniając włosy nagłym ruchem, i usiadł na łóżku ze zwisłemi ramionami. — Ach, prawda. Ojciec, powiadał mi stryj, zbankrutował.
Wydał rozdzierający krzyk i ukrył twarz w dłoniach.
— Boże, Boże, przebacz memu ojcu, musiał bardzo cierpieć.
Było coś straszliwie przejmującego w tej boleści, młodej, szczerej, bez wyrachowania, bez ubocznej myśli. Była to boleść wstydliwa, którą proste serca Eugenji i jej matki zrozumiały, skoro Karol uczynił gest, jakby prosząc je aby go zostawiły samego.
Zeszły, siadły w milczeniu przy oknie i pracowały blisko godzinę nie zamieniając ani słowa. W ukradkowem spojrzeniu, jakiem objęła pokój młodego człowieka — owo spojrzenie młodej dziewczyny, które widzi wszystko w jednem mgnieniu oka — Eugenja spostrzegła ładne bagatelki tualetowe, nożyczki, brzytwy, wykładane złotem. Ten błysk zbytku, widziany poprzez ból, uczynił jej Karola jeszcze bardziej interesującym, może przez kontrast. Nigdy tak poważny fakt, nigdy tak dramatyczny widok nie uderzył wyobraźni dwóch istot, bezustanku pogrążonych w spokoju i samotności.