Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc dobrze, daj mu kawy bardzo mocnej, słyszałam od pana des Grassins, że w Paryżu robią bardzo mocną kawę. Daj dużo kawy.
— A skąd wezmę?
— Kup.
— A jeśli pan mnie spotka?
— Jest na łąkach.
— Biegnę. Ale pan Fessart już mnie pytał, czy u nas są trzej królowie, kiedym zażądała świecy. Całe miasto będzie wiedziało o naszych zbytkach.
— Jeśli ojciec spostrzeże coś, rzekła pani Grandet, byłby zdolny nas wybić.
— Więc dobrze, wybije nas, przyjmiemy jego ciosy na klęczkach.
Za całą odpowiedź, pani Grandet podniosła oczy do nieba. Nanon włożyła czepek i wyszła. Eugenja wydała bieliznę stołową, poszła przynieść trochę winogron, które dla zabawy wieszała na sznurkach na strychu. Szła lekko przez korytarz, aby nie obudzić kuzyna; pod drzwiami, nie mogła się wstrzymać, aby nie posłuchać oddechu, który, od czasu do czasu, wymykał się równo z jego ust.
— Nieszczęście czuwa, gdy on śpi, powiadała sobie.
Wzięła najzieleńsze liście wina, ułożyła grona tak smacznie, jak mógłby to uczynić stary kucharz, i przyniosła je tryumfalnie na stolik. Zgarnęła w kuchni gruszki policzone przez ojca i ułożyła je w kształt piramidy na liściach. Chodziła, wracała, biegała, skakała. Byłaby chciała złupić cały dom, ale ojciec miał klucze od wszystkiego. Nanon wróciła z dwoma świeżemi jajkami. Widząc jajka, Eugenja miała ochotę rzucić się jej na szyję.
— Nasz dzierżawca z Lande miał je w koszyku, poprosiłam go, i dał mi, żeby mi zrobić przyjemność: poczciwina!
Po dwóch godzinach starań, podczas których Eugenja porzuciła dwadzieścia razy robótkę aby iść popatrzyć na kipiącą kawę,