Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chudy dywanik z łyka umieszczony u stóp łóżka z kotarą, która drżała tak, jakby miała spaść stoczona przez robaki, spojrzał poważnie na Wielką Nanon i rzekł:
— Słuchaj, dziecko, czy ja naprawdę jestem u pana Grandet, byłego mera Saumur, brata pana Grandet z Paryża?
— Tak proszę panicza, u bardzo miłego, bardzo zacnego, bardzo kochanego pana. Czy mam panu pomóc rozpakować walizki?
— Dalibóg, proszę bardzo, mój zuchu. Czyś ty nie służyła przypadkiem w marynarzach Gwardji?
— Hohoho, rzekła Nanon, cóż to takiego marynarze gwardji? Czy to słone, czy to pływa po wodzie?
— Proszę, niech panienka poszuka mego szlafroka, który jest w tej walizie. Tutaj jest klucz.
Nanon była oczarowana widokiem jedwabnego zielonego szlafroka w złote kwiaty i desenie.
— Pan to włoży na noc? rzekła.
— Właśnie.
— Panno Święta, coby to był za piękny przód do ołtarza w parafji. Och, mój drogi kochany panie, niechże to pan da do kościoła, zbawi pan swoją duszę, a tak, to ją pan tylko gubi. Och, jaki pan w tem ładniuśki. Zawołam panienkę, żeby pana zobaczyła.
— Nanon, Nanon, — skoro cię tak przezwali — będziesz ty cicho, dasz ty pokój? Daj mi się położyć, uporządkuję rzeczy jutro, i jeżeli mój szlafrok tak ci się podoba, zbawisz swoją duszę. Jestem zbyt dobry chrześcijanin, aby ci go odmówić, kiedy będę odjeżdżał; wtedy możesz z nim robić, co ci się spodoba.
Nanon stała jak wryta, patrząc na Karola, niezdolna dać wiary jego słowom.
— Mnie tę cudną suknię! rzekła odchodząc. Pan już chyba śni. Dobranoc.
— Dobranoc, Nanon.
— Co ja robię tutaj? powiadał sobie Karol, zasypiając. Ojciec