Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

iwnym zaprzeczeniom, które miały nieustannie krążyć dokoła niego aby go oszukać?
Kiedy rodzina znalazła się sama w sali, stary Grandet rzekł do bratanka:
— Trzeba iść spać. Za późno jest, aby rozmawiać o sprawach, które cię tu sprowadzają; jutro znajdziemy odpowiednią chwilę. O południu jemy tu trochę owoców, okruszynkę chleba, i pijemy szklankę białego wina; obiad jemy jak paryżanie, o piątej. Taki porządek. Jeśli chcesz obejrzeć miasto lub okolicę, jesteś wolny jak ptak. Darujesz, że moje interesy nie zawsze pozwolą mi towarzyszyć ci. Wszyscy tutaj może ci będą powtarzali, że ja jestem bogaty; pan Grandet to, pan Grandet owo. Niech sobie gadają, takie gadania nie psują mi kredytu. Ale fakt jest, że nie mam grosza, pracuję w moim wieku jak młody czeladnik, który ma za cały majątek lichy ośnik i parę tęgich rąk. Zobaczysz może niedługo sam, co kosztuje talar, kiedy go trzeba wypocić. No, chodźmy. Nanon, świeca?
— Mam nadzieję, mój bratanku, że znajdziesz wszystko czego ci potrzeba, rzekła pani Grandet, ale gdyby ci czego brakowało, możesz zawołać Nanon.
— Droga stryjenko, niema obawy, wziąłem, zdaje mi się, wszystkie swoje rzeczy. Pozwól, stryjenko, abym ci życzył dobrej nocy, i kuzyneczce także.
Karol wziął z rąk Nanon zapaloną świecę woskową, świecę z Anjou, mocno żółtą, wyleżałą w sklepie i tak podobną do łojówki, że pan Grandet, niezdolny podejrzewać jej obecności w domu, nie zauważył tego przepychu.
— Pokażę ci drogę, rzekł.
Zamiast wyjść drzwiami wiodącemi do sieni, Grandet ceremonjalnie poprowadził gościa przez korytarz, dzielący salę od kuchni. Oszklone drzwi zamykały ten korytarz od strony schodów, aby go ochronić od zimna. Ale w zimie wiatr gwizdał tam i tak bardzo ostro i, mimo wałków założonych w drzwi do sali, ledwie