Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ogrzałeś się?
— Wybornie, drogi stryjaszku.
— No i co, a gdzież są kobiety? rzekł stryj, zapominając już że bratanek nocuje u niego.
W tej chwili, Eugenja i pani Grandet weszły.
— Wszystko przygotowane na górze? spytał stary, odzyskując spokój.
— Tak, ojcze.
— No i cóż, chłopcze, jeżeli jesteś zmęczony, Nanon zaprowadzi cię do twego pokoju. Ba, ba, to nie będzie apartament fircyku, ale darujesz biednym winiarzom, którzy nigdy nie śmierdzą groszem. Podatki zjadają wszystko.
— Nie chcemy być natrętni, Grandet, rzekł bankier. Może maisz do pogadania z bratankiem, życzymy wam dobrej nocy. Do jutra.
Na te słowa, zebrani wstali, każdy ukłonił się na swój sposób. Stary rejent poszedł do sieni po latarkę i zapalił ją, ofiarując się państwu des Grassins z odprowadzeniem. Pani des Grassins nie przewidziała wypadku, który miał zakończyć tak wcześnie wieczór, i służący jej nie zjawił się jeszcze.
— Zrobi mi pani ten zaszczyt, aby przyjąć moje ramię? rzekł ksiądz Cruchot do pani des Grassins.
— Dziękuję księdzu, odparła sucho. Mam syna.
— Nie jestem kompromitujący dla dam, rzekł ksiądz.
— Podajże ramię księdzu Cruchot, rzekł mąż.
Ksiądz pociągnął piękną panią dość żywo aby się znaleźć o kilka kroków przed małą karawaną.
— Bardzo przystojny ten młody człowiek, rzekł ściskając jej ramię. Żegnaj mi, ostatni ranku mój! Trzeba wam się pożegnać z panną Grandet; Eugenja będzie dla tego paryżanina. O ile ten kuzynek nie zakocha się w jakiej paryżance, wasz Adolf znajdzie w nim rywala naj...
— Niechże ksiądz da pokój. Ten młody człowiek spostrzeże