Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, ale trzymajmy się dobrze, rzekł Grandet tonem który przejął dreszczem prezydenta.
— Czyżby on pertraktował? pomyślał Cruchot.
W tej chwili, uderzenie młotka oznajmiło państwa des Grassins, a przybycie ich przerwało rozmowę rozpoczętą między panią Grandet a księdzem.
Pani des Grassins była to kobietka żywa, pulchna, biała i różowa, z tych, które, dzięki surowemu życiu prowincji i cnotliwym przyzwyczajeniom, zachowały się jeszcze młodo w czterdziestym roku. Są to niby ostatnie jesienne róże, których widok robi przyjemność, ale których płatki mają jakiś chłód a zapach ulotnił się. Ubierała się dość dobrze, zapisywała mody z Paryża, dawała ton miastu Saumur i urządzała wieczory. Mąż jej, ex-kwatermistrz gwardji cesarskiej, ciężko ranny pod Austerlitz i spensjonowany, zachował, mimo swego szacunku dla Grandeta, pozór wojskowej otwartości.
— Dobry wieczór, Grandet, rzekł do winiarza podając mu rękę i przybierając ton wyższości, którym miażdżył zawsze Cruchotów. — Panno Eugenjo, rzekł do córki skłoniwszy się wprzód matce, jest pani zawsze piękna i cnotliwa, nie wiem doprawdy, czegoby pani można życzyć.
Następnie, wręczył małą szkatułkę, którą niósł jego służący, a która zawierała paproć z Przylądka Dobrej Nadziei, kwiat świeżo przywieziony do Europy i bardzo rzadki.
Pani des Grassins ucałowała czule Eugenję, uścisnęła jej rękę i rzekła:
— Adolf wręczy ci mój drobny upominek.
Młody blondyn, blady i wątły, o dość dobrych manierach, nieśmiały na pozór ale który przeputał w Paryżu, ponad swoją pensję, ośm czy dziesięć tysięcy franków, posunął się do Eugenji, ucałował ją w oba policzki i podał jej neseser do robótek, z przyborami z pozłacanego srebra, szczera tandeta, mimo tarczy, na której gotyckie E. G., dosyć starannie wyryte, mogło dawać złudzenie