Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zgoda, rzekł prezydent. Oto jeszcze mała szkatułka, którą mam również oddać tylko panu, dodał kładąc na stole puzdro, w którem był neseser.
— No i co, drogi zięciu, rzekła margrabina d’Aubrion, która weszła nie zwracając uwagi na pana Cruchot; nie zważaj na to, co ci nagadał stary d’Aubrion, któremu znowuż księżna de Chaulieu zawróciła głowę. Powtarzam ci, nic nie przeszkodzi twemu małżeństwu...
— Nic, pani, rzekł Karol. Trzy miljony, które był dłużny mój ojciec, spłacono wczoraj.
— Gotówką? rzekła.
— W całości, kapitał i procenty; obecnie przystąpię do zrehabilitowania pamięci ojca.
— Cóż za głupstwo! wykrzyknęła teściowa. — Kto jest ten pan, szepnęła do ucha zięcia, spostrzegając pana Cruchot.
— Mój plenipotent, odparł cicho.
Margrabina skłoniła się lekceważąco panu de Bonfons i wyszła.
— Już się popieramy, rzekł prezydent biorąc kapelusz. Bywaj zdrów, kuzynie.
— Kpi sobie ze mnie ten niedźwiadek z Saumur. Mam ochotę wpakować mu parę cali żelaza w brzuch.
Prezydent wyjechał. W trzy dni potem, wróciwszy do Saumur, pan de Bonfons ogłosił swoje małżeństwo z Eugenją. W pół roku później, mianowano go radcą sądu apelacyjnego w Angers. Przed opuszczeniem Saumur, Eugenja dała stopić złoto klejnotów tak długo drogich jej sercu, i obróciła je — zarówno jak osiem tysięcy franków swego kuzyna — na złotą monstrancję: ofiarowała ją parafji, gdzie tyle modliła się zań do Boga. Podzieliła zresztą swój czas między Angers a Saumur. Mąż jej, który okazał gorliwość w pewnej okoliczności politycznej, został prezydentem, wreszcie, po kilku latach, pierwszym prezydentem Apelacji. Czekał