Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, to człowiek bardzo nie pospolity, mówił drugi. Nie uważa pani, panno Eugenjo?
Prezydent starał się sharmonizować swoją osobę z rolą, jaką chciał odgrywać. Mimo swoich czterdziestu lat, mimo twarzy ciemnej i zasuszonej, jak są przeważnie twarze sądowników, ubierał się jak młody człowiek, bawił się laseczką, nie zażywał tabaki u panny de Froidfond, zawsze zjawiał się w białym krawacie i koszuli, której grubo prasowany żabot dawał mu jakieś rodzinne powinowactwo z indykiem. Odzywał się poufale do pięknej dziedziczki, mówił o niej: nasza kochana Eugenja! Wreszcie, poza liczbą osób, z zamianą loteryjki na wista i zniknięciem obojga starych Grandet, scena, którą rozpoczyna się ta historja, była mniejwięcej taka sama jak w przeszłości. Sfora ścigała wciąż Eugenję i jej miljony, ale sfora, będąc liczniejsza, szczekała głośniej i oblegała swą zdobycz dokładniej. Gdyby Karol przybył z głębi Indyj, odnalazłby te same osoby i te same interesy. Pani des Grassins, do której Eugenja odnosiła się z cudowną uprzejmością i dobrocią, dalej dokuczała Cruchotom. Ale wówczas jak niegdyś, Eugenja zajmowałaby główne miejsce w obrazie; i jak dawniej, Karol byłby tam królem.
Mimo wszystko, był pewien postęp. Bukiet, jaki niegdyś ofiarowywał prezydent Eugenji w dzień urodzin, stał się perjodyczny. Co wieczór przynosił bogatej dziedziczce wielki i wspaniały bukiet, który pani Cornoiller kładła ostentacyjnie do wazonu i wyrzucała potajemnie na podwórze, skoro tylko goście wyszli. Z początkiem wiosny, pani des Grassins próbowała zmącić szczęście Cruchotynów, mówiąc Eugenji o margrabi de Froidfond, którego zrujnowany dom mógłby się podnieść, gdyby dziedziczka zechciała mu zwrócić jego ziemię w drodze kontraktu małżeńskiego. Pani des Grassins podkreślała parostwo i tytuł margrabiny, a biorąc wzgardliwy uśmiech Eugenji za zgodę, opowiadała wszędzie, że małżeństwo prezydenta Cruchot nie jest tak pewne jak przypuszczają.