Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słuchaj, stara, możesz spędzić dzień z córką; ja jadę do Froidfond. Zabawcie się. To dzień naszego ślubu, żoneczko, ot, masz swoich dziesięć talarów na ołtarz na Boże Ciało. Oddawna już marzyłaś o tym ołtarzu, uciesz się. Bawcie się, bądźcie wesołe, miejcie się dobrze. Niech żyje wesołość!...
Rzucił dziesięć dubeltowych talarów na łóżko i ujął żonę za głowę, aby ją ucałować w czoło.
— I co, żonusiu, lepiej się masz, prawda?
— Jak możesz myśleć o tem aby przyjąć w domu miłosiernego Boga, skoro wypędzasz córkę ze swego serca?... rzekła wzruszona.
— Ta ta ta ta! rzekł ojciec miękko, zobaczymy jeszcze.
— Miłosierdzie niebios! Eugenjo! krzyknęła matka czerwieniąc się z radości, chodź uściskać ojca, przebacza ci.
Ale stary znikł. Umykał co miał sił do swojej winnicy, starając się uporządkować wzburzone myśli.
Grandet zaczynał wówczas siedemdziesiąty szósty rok. Od dwóch lat zwłaszcza, skąpstwo jego wzrosło tak, jak rosną wszystkie trwałe namiętności człowieka. W myśl spostrzeżenia dokonanego na skąpcach, na ludziach ambitnych, na wszystkich których życie wypełniane jest jedną myślą, uczucie jego czepiło się szczególnie jednego symbolu swej namiętności. Widok złota, posiadanie złota stało się jego monomanją. Jego despotyzm wzrósł w proporcji do jego skąpstwa: oddać zarząd bodaj najmniejszej cząstki swoich dóbr po śmierci żony, to wydawało mu się czemś przeciw naturze. Zdradzić córce stan swego majątku, sporządzić inwentarz ruchomości i nieruchomości, wystawić je na licytację?...
— To już lepiej poderżnąć sobie gardło! mówił głośno, chodząc po winnicy i oglądając szczepy.
Wreszcie powziął postanowienie; wrócił do Saumur w porze obiadu, zdecydowany ugiąć się przed Eugenją, ugłaskać ją, upieścić, aby móc umrzeć po królewsku, dzierżąc do ostatniego tchnienia wodze swoich miljonów. W chwili gdy stary, który przypadkowo