Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chot, ciągnął uroczyście, ty nie chcesz mnie oszukać: przysięgnij mi na honor, że to co mi prawisz, opiera się na kodeksie. Pokaż mi kodeks, chcę widzieć kodeks.
— Mój dobry przyjacielu, odparł rejent, czyż ja nie znam swego rzemiosła?
— Więc to jest prawda! Mam być ograbiony, zdradzony, pożarty przez własną córkę?
— Dziedziczy po matce.
— Na co zdadzą się tedy dzieci! Przecież ja kocham żonę. Szczęściem, ona jest trwała kobieta. Urodzona La Bertellière.
— Nie ma ani miesiąca życia.
Bednarz uderzył się w czoło, uszedł kilka kroków, wrócił i, obejmując rejenta przerażającem spojrzeniem, rzekł:
— Co począć?
— Eugenja będzie mogła poprostu zrzec się spadku po matce. Nie chcesz jej pan wydziedziczyć, prawda? Ale, aby uzyskać tego rodzaju podział, nie trzeba jej gnębić. To, co ja ci tu mówię, mój stary, to jest przeciw memu interesowi. Cóż ja mam innego do roboty?... likwidacje, inwentarze, sprzedaże, podziały...
— Zobaczymy, zobaczymy. Nie mówmy już o tem, Cruchot. Targasz mi wnętrzności. Czy dostałeś złoto?
— Nie, ale mam kilka starych ludwików, ot, z dziesięć, dam ci je. Mój przyjacielu, pogódź się z Eugenją. Widzisz, całe Saumur jest przeciw tobie.
— Głupcy!
— No, no, renta jest po 99. Bądź-że choć jeden raz zadowolony w życiu.
— Po 99?
— Tak.
— He, he — 99! rzekł stary, odprowadzając rejenta do bramy. Następnie, zbyt wzruszony tem co usłyszał aby móc wysiedzieć w domu, poszedł do żony i rzekł: