Strona:PL Balzac - Eugenja Grandet.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzekł. Przytem jest jeszcze [pewna drobnostka, dodał ruszając nosem. Chcę kupić rentę, mam parę tysięcy franków renty do kupienia, ale nie chcę dać więcej niż po osiemdziesiąt. Powiadają, że ta historja spada z końcem miesiąca. Czy pan się znasz na tem?
— Pytanie! Zatem będę miał kilka tysięcy franków Tenty do kupienia dla pana?
— Niewiele, na początek. Ale sza. Chcę rozegrać tę partję tak, aby nikt nic nie wiedział. Dobije pan za mnie targu pod koniec miesiąca, ale niech pan nic nie mówi panom Cruchot, toby ich bolało. Skoro pan jedzie do Paryża, rozejrzymy się równocześnie w interesach mego biednego bratanka, zobaczymy co w trawie piszczy.
— Doskonale. Pojadę jutro pocztą, rzekł głośno des Grassins, i przyjdę prosić pana o ostatnie instrukcje o... o której godzinie?
— O piątej, przed obiadem, rzekł winiarz zacierając ręce.
Dwa stronnictwa stały jeszcze jakiś czas naprzeciw siebie. Po pauzie, des Grassins rzekł, uderzając Grandeta po ramieniu:
— Dobrze jest mieć takich zacnych krewnych jak pan...
— Tak, tak, choć tego nie znać, odparł Grandet, ja jestem dooobry krewny. Koo...chałem brata i dowiodę tego, jeeeżeli to nic nie będzie kosztowało...
— Pożegnamy cię już, Grandet, rzekł bankier przerywając szczęśliwie nim stary dokończył zdanie. Skoro przyśpieszam wyjazd, muszę uporządkować trochę swoje sprawy.
— Dobrze, dobrze. I ja, w zwiąąąą...zku z tem co pan wiesz, usunę się do mojej saaa...ali obrad, jak powiada prezydent Cruchot.
— Tam do licha, nie jestem już panem de Bonfons, pomyślał smutno prawnik, którego twarz przybrała wyraz twarzy sędziego znudzonego rozprawą.
Głowy dwóch współzawodniczących rodzin wyszły razem. Ani jedni ani drudzy nie myśleli już o zdradzie, jakiej dopuścił się tego rana Grandet wobec klanu winiarzy; badali się nawzajem,