Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gracza, obudził woźnicę, kazał się zawieźć do domu, położył się i usnął snem nicponiów, który — analogja nie wyzyskana jeszcze przez żadnego piosenkarza — bywa równie głęboki jak sen niewinności. Może to jest potwierdzenie przysłowia, że ostateczności graniczą z sobą.
Około południa, de Marsay obudził się, przeciągnął, i uczuł szarpanie owego wilczego głodu, którego każdy stary żołnierz doświadczał nazajutrz po zwycięstwie. Toteż ujrzał z przyjemnością Pawła de Manerville, niema bowiem wówczas nic przyjemniejszego niż jeść w towarzystwie.
— I cóż, rzekł przyjaciel, wyobrażaliśmy sobie, że ty siedzisz od dziesięciu dni zamknięty z dziewczyną o złotych oczach.
— Dziewczyna o złotych oczach! ani myślę już o miej. Dalibóg, mam inne rzeczy na głowie!
— A! bawisz się w dyskrecję.
— Czemu nie? rzekł śmiejąc się de Marsay. Mój drogi, dyskrecja jest najzręczniejszą rachubą. Słuchaj... Ale nie, nie powiem ani słowa. Ty mnie nigdy niczego nie nauczysz, nie mam ochoty rozdawać darmo skarbów swojej polityki. Życie, to rzeka służąca dla celów handlowych. Na wszystko co jest najświętszego na ziemi, na dobre cygaro, nie jestem profesorem ekonomji społecznej uproszczonej dla dudków. Siadajmy do śniadania. Taniej mi wypada dać ci omlet z kawiorem, niż częstować cię swoim mózgiem.
— Liczysz się z przyjacielem?
— Mój drogi, rzekł Henryk, który rzadko pomijał okazję złośliwości, ponieważ mogłoby ci się zdarzyć, jak każdemu zresztą, że potrzebowałbyś dyskrecji, i ponieważ bardzo cię kocham... Tak, kocham cię! Słowo honoru, gdyby ci trzeba było tylko jednej tysiączki aby cię ocalić od strzelenia sobie w łeb, znalazłbyś ją tutaj, bo jaszcześmy nie obdłużyli hipoteki, Pawle, co? Gdybyś się jutro strzelał, odmierzyłbym dystans i nabiłbym pistolety, aby cię zabito wedle wszelkich reguł. Wreszcie, gdyby kto inny niż ja ośmielił się źle o tobie mówić w twojej nieobecności, miałby do czynienia z zu-