Strona:PL Balzac - Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
EUGENIUSZOWI DELACROIX,
malarzowi.

Jednym z widoków mieszczących w sobie najwięcej grozy jest bezwątpienia powszechny wygląd ludności paryskiej; okropne jest patrzeć na te twarze, wyschłe, żółte, ciemne. Czyż Paryż nie jest olbrzymiem polem bezustanku poruszanem burzą interesów? W jej podmuchu tańczy garść ludzi, których śmierć kosi częściej niż gdzieindziej i którzy odradzają się wciąż równie gęsto; z których pomiętych i wysilonych twarzy tryska wszystkiemi porami inteligencja, namiętności, trucizny lęgnące się w ich mózgach. To nie twarze, ale maski: maski słabości, maski siły, maski nędzy, maski radości, maski obłudy; wycieńczone, naznaczone niestartem piętnem dyszącej żądzy... Czego one chcą? Złota, rozkoszy?
Kilka objaśnień duszy Paryża może odsłonić przyczyny jego trupiej fizjognomji. Mo ona tylko dwa wieki: młodość albo zgrzybiałość; młodość wyblakła i bez kolorów, zgrzybiałość podmalowana i udająca młodość. Widząc tę ludność jakby dobytą z grobu, cudzoziemcy, którzy nie mają obowiązku zastanawiać się, czują w pierwszej chwili wstręt do tej stolicy, wielkiej hali uciech, z których rychło nie będą zdolni się wyrwać i gdzie skazują się na dobrowolne zwyrodnienie. Kalka słów starczy, aby fizjologicznie usprawiedliwić piekielną niemal cerę paryskich twarzy; bo nie dla żartu nazwano Paryż piekłem! Bierzcie to dosłownie. Wszystko tam dymi, wszystko pali się, błyszczy, wszystko kipi, płonie, paruje, gaśnie, rozpala się znowu, skrzy się, migoce i niszczeje. Nigdy w żad-