Strona:PL Balzac - Cierpienia wynalazcy.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzy franki, tydzień? to już lepiej nic nie weźmiemy od pana.
— Kto wie, czy nie przystanę za parobka do młyna, rzekł sobie poeta, spoglądając na ten rozkoszny pejzaż, nim ułożył się w łóżku przygotowanem przez dobrą kobietę, gdzie zasnął w sposób który przeraził gospodarzy.
— Pietrze, idźno zobaczyć, czy ten młody pan nie umarł: już czternaście godzin jak się położył, ja nie śmiem tam wejść, rzekła młynarka nazajutrz, koło południa.
— Ja myślę, odparł młynarz, kończąc rozciągać sieci, że ten ładny chłopczyk to może jaki kompan od komedjantów; ot, golec.
— Z czegóż to myślisz, stary? rzekła młynarka.
— Ano, przecież nie jest żaden książę, ani minister, ani deputat, ani biskup; czemuż ma ręce takie białe jak człowiek co nic nie robi?
— Dziwno mi w takim razie, że głód go nie obudzi, rzekła młynarka, która właśnie przygotowała śniadanie dla gościa, zesłanego w wilję przypadkiem do domu. Komedjant? powtórzyła. Gdzieżby szedł? Toć jeszcze nie pora na jarmark w Angoulême.
Ani młynarz ani młynarka nie mogli podejrzewać, iż, poza komedjantem, księciem i biskupem, istnieje człowiek, zarazem książę i komedjant, człowiek obleczony wspaniałem kapłaństwem, poeta, który na pozór nic nie robi, a mimo to króluje nad ludzkością, kiedy ją umiał odmalować.
— Któżby to mógł być? rzekł Piotr do żony.
— Może to niebezpiecznie go trzymać? spytała gosposia.
— Ba! złodzieje mają chybsze ręce, już byłby nas oporządził, odparł młynarz.
— Nie jestem ani księciem, ani złodziejem, ani biskupem, ani komedjantem, rzekł smutnie Lucjan, który ukazał się w tej chwili a który musiał słyszeć przez okno rozmowę chłopków. Jestem biedakiem opadłym z sił, który przybył tu z Paryża piechotą. Nazywam się Lucjan de Rubempré, a jestem synem pana Char-