Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tracąc wszelkiej nadziei. Dziecko to, o kędzierzawych włosach, o twarzy ciemnej jak twarze aniołów na obrazach XV wieku, było niby w majteczkach, bo spodnie jego kończyły się nad kolanem strzępami zdobnemi cierniem i zeschłemi liśćmi. To nieodzowne ubranie trzymało się na dwóch sznurkach z kłaków zamiast szelek. Koszula z podobnego płótna co spodnie dziadka, ale zgrubiała od cerowania, odsłaniała ogorzałą pierś. Tak więc, strój Muchy przewyższał jeszcze prostotą strój starego Fourchon.
— Dobrzy ludziska tutaj, powiedział sobie w duchu Blondet. Draby z za rogatek Paryża porządnieby opyskowali gościa, któryby im spłoszył zwierzynę! Że zaś nigdy nie widział wydry, nawet w muzeum, bardzo był rad z tego epizodu.
— Ej, rzekł ujęty tem że starzec oddala się nie żądając nic, powiadacie, że z was skończony myśliwy na wydry... Jeżeli jesteście pewni, że wydra jest tam...
Z drugiego brzegu Mucha podniósł palec i pokazał bańki powietrza, dobywające się z dna i pękające na powierzchni.
— Wróciła tam, rzekł stary Fourchon, odetchnęła szelma, bo tylko ona robi takie bańki. Jak one robią aby oddychać pod wodą? Ale te juchy takie chytre, że sobie kpią z nauki!
— Zatem, odparł Blondet, który w tem ostatniem odezwaniu ujrzał jedynie typowe chłopskie przekpiwanie, zaczekajcie i chwyćcie wydrę.
— A nasz dzień, niby chłopaka i mój?
— Ileż liczycie wasz dzień?