Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się gotowała i który chodził wielkiemi krokami przed ławką.
— Panie hrabio, rzekł brutalnie Sibilet, to co panu powiem nie jest w moim interesie; trzeba sprzedać Aigues i wynosić się z okolicy.
Słysząc te słowa, generał skoczył jakby ugodzony kulą i popatrzył na Sibileta.
— Generał cesarskiej Gwardji miałby się cofnąć przed podobnymi hultajami, i to kiedy hrabinie podoba się w Aigues!... rzekł wreszcie; raczej będę policzkował Gaubertina na rynku w La-Ville-aux-Fayes, aż się będzie ze mną bił, żeby go zabić jak psa!
— Panie hrabio, Gaubertin nie jest tak głupi, żeby się puszczać z panem na takie rzeczy. Zresztą, nie znieważa się bezkarnie mera w podprefekturze tak poważnej jak La-Ville-aux-Fayes.
— Postaram się o to, aby go złożono z urzędu, Troisvillowie poprą mnie, tu chodzi o moje dochody...
— Nie uda się panu, Gaubertin ma długie ręce! narobiłby sobie pan hrabia kłopotów, z którychby już nie wybrnął...
— A proces?... rzekł generał, trzeba myśleć o chwili obecnej.
— Panie hrabio, postaram się aby pan go wygrał, rzekł Sibilet znaczącym tonem.
— Dzielny Sibilet, rzekł generał podając rękę rządcy. A jak?
— Wygra go pan w trybunale kasacyjnym, fintą prawną. Wedle mnie, Gravelotowie mają słuszność, ale nie wystarczy mieć słuszność prawną i faktyczną,