Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Rozdział V.
WROGOWIE MIERZĄ SIĘ OKO W OKO.

Z początkiem śniadania, kamerdyner Franciszek oznajmił Blondetowi pocichu ale dość głośno aby hrabia usłyszał: „Proszę pana, ten malec starego Fourchon powiada, że schwytali wreszcie wydrę, i pyta czy pan ją chce, nim ją zaniosą podprefektowi do La-Ville-aux-Fayes.
Emil Blondet, mimo że mistrz wszelakiej mistyfikacji, zarumienił się mimowoli jak dziewica słuchająca historyjki nieco pieprznej, której zna zakończenie.
— A! polowałeś na wydrę ze starym Fourchon dziś rano, wykrzyknął generał zanosząc się od śmiechu.
— Co to takiego? spytała hrabina, zaniepokojona śmiechem męża.
— Z chwilą kiedy inteligentny człowiek jak on, podjął generał, dał się wystrychnąć na dudka staremu Fourchon, ex-kirasjer niema powodu się wstydzić że polował na ową wydrę, szalenie, coś mi się zdaje, podobną do trzeciego konia, za którego poczta każe zawsze sobie płacić a którego nigdy się nie ogląda.
Wśród nowych paroksyzmów śmiechu, generał zdołał jeszcze powiedzieć: