Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brze, że był równocześnie postrachem i doradcą powiatu; toteż zażywał niejakiej popularności u chłopów, od których pobierał przeważnie honorarja w naturze.
Wszystkie jego czynne i bierne zalety, zyskały mu, dzięki jego zręczności, klijentelę z całej okolicy, z uszczerbkiem jego kolegi, pana Plissoud, o którym będzie mowa niżej. Takie istnienie komornika który robi wszystko i komornika który nie robi nic, to zdarzenie dość częste w wiejskich sądach pokoju.
— Pali się zatem?... zagadnął Tonsard Bruneta.
— Cóż chcecie, zanadto już łupicie tego człowieka!... Broni się! odparł komornik. To się wszystko źle skończy, rząd się w to wmięsza.
— Zatem my biedacy koniecznie musimy zdychać? rzekła Tonsardowa, podając komornikowi kieliszek wódki na spodku.
— Biedacy mogą zdychać, takich nie braknie nigdy!... rzekł sentencjonalnie Fourchon.
— Bo też zanadto niszczycie lasy, odparł komornik.
— Et, tyle krzyku o parę nędznych wiązek, rzekła Tonsardowa.
— Nie dość się wygoliło bogaczy za Rewolucji, to i wszystko, rzekł Tonsard.
W tej chwili rozległ się hałas, okropny tem że niewytłómaczony. Tupot dwóch oszalałych nóg, pomięszany ze szczękiem broni, górował nad szumem liści i gałęzi wleczonych jeszcze spieszniejszemi krokami. Dwa głosy, równie odmienne jak te dwa tupoty, wydawały urywane okrzyki. Wszyscy obecni w karczmie