Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie miał sił do wyrażenia swego podziwu dla oddania, które on jeden mógł ocenić. Padł w ramiona człowieka którego znieważył, naprawił wszystko jednem spojrzeniem, niemym wylewem uczuć; zbiegł po schodach, rzucił adres Estery i konie pomknęły jakgdyby namiętność pana ożywiała ich nogi.
Nazajutrz, człowiek, którego, sądząc ze stroju, przechodnie mogli brać za przebranego żandarma, przechadzał się po ulicy Taitbout, jakgdyby oczekiwał kogoś; krok jego zdradzał niecierpliwość. Spotkacie często w Paryżu owych ulicznych szpiegów przy pracy: prawdziwych żandarmów którzy tropią niesfornego gwardzistę; łapaczy badających teren; wierzycieli obmyślających psikusa dłużnikowi który się gdzieś zaszył; zazdrosnych kochanków lub mężów; przyjaciół na czatach przez usłużność dla kamrata; ale rzadko zdarzy się wam spotkać fizjognomję rozświeconą owemi dzikiemi i surowemi myślami, jakie ożywiały twarz ponurego atlety, przechadzającego się pod oknami Estery. O południu, otworzyła okno panna służąca, która pchnęła wyścielone poduszkami okienice. W chwilę potem, Estera, wpół odziana, podeszła aby odetchnąć powietrzem wsparta na Lucjanie; ktoby ich ujrzał, wziąłby ich za oryginał jakiejś słodkiej winjety angielskiej. Estera pierwsza spostrzegła bazyliszkowe oczy Hiszpana; jakby ugodzona kulą, wydała krzyk przerażenia.
— To on! to ten straszny ksiądz, rzekła pokazując go Lucjanowi.
— On, rzekł uśmiechając się, on jest taki ksiądz jak ty...
— Czemże jest tedy? rzekła przerażona.
— Ech! to stary hultaj, który wierzy tylko w djabła, rzekł Lucjan.
Pochwycony przez istotę mniej oddaną niż Estera, błysk ten, oświetlający tajemnice rzekomego księdza, mógł był zgubić na zawsze Lucjana. Przechodząc z sypialnego pokoju do jadalni, gdzie właśnie podano śniadanie, kochankowie spotkali Karlosa Herrerę.