Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Któż go będzie pocieszał? rzekła.
— Po czem go pocieszałaś? spytał ksiądz głosem, który, pierwszy raz w ciągu tej sceny, zdradził nerwowe drżenie.
— Nie wiem, często przychodził smutny.
— Smutny! powtórzył ksiądz; czy mówił czemu?
— Nigdy, odparła.
— Był smutny, że kocha dziewkę taką, jak ty! wykrzyknął.
— Niestety! odparła z głęboką pokorą, jestem najbardziej godną wzgardy wśród istot mojej płci; jeśli mogłam znaleźć łaskę w jego oczach, to tylko siłą miłości.
— Ta miłość powinna ci również dać odwagę ślepego posłuszeństwa. Gdybym cię zaprowadził natychmiast do klasztoru, powiedzianoby furtjanowi, że wyszłaś w towarzystwie księdza; mógłby wpaść na trop. Zatem, od dziś za tydzień, o siódmej wieczór, wyjdziesz ukradkiem z domu i wsiądziesz do dorożki, która będzie czekała u wylotu ulicy. Przez ten tydzień, unikaj Lucjana, znajdź pozory, nie przyjmuj go, a kiedy przyjdzie, chroń się do przyjaciółki; będę wiedział, czyś się z nim widziała, w takim razie wszystko byłoby skończone, nie wróciłbym nawet. Ten tydzień jest ci potrzebny aby sporządzić sobie przyzwoitą wyprawkę i rozstać się ze skórą prostytutki, rzekł, kładąc sakiewkę na kominku. Jest w twojej postaci, w twoim stroju coś tak dobrze znanego Paryżanom, coś co mówi czem jesteś. Czyś nigdy nie spotkała na ulicy, na bulwarach, skromnej i cnotliwej młodej osoby w towarzystwie matki?
— Och, tak, na moje nieszczęście. Widok matki, idącej z córką, to jedna z naszych największych mąk, budzi palące wyrzuty... Wiem aż nadto, czego mi brak.
— Zatem, wiesz, jak powinnaś wyglądać w przyszłą niedzielę, rzekł ksiądz wstając.
— Och! ojcze, nim odejdziesz, naucz mnie prawdziwego pacierza, iżbym mogła modlić się do Boga.