Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Lucjanie! szepnęła.
— Miłość mówi, kobieta wraca do życia, rzekł ksiądz z odcieniem goryczy.
Ofiara paryskiego zepsucia spostrzegła wówczas strój swego wybawcy; rzekła, z uśmiechem dziecka, kiedy chwyci w rękę upragniony przedmiot.
— Nie umrę tedy, nie pogodziwszy się z niebem!
— Możesz odpokutować swoje grzechy, rzekł ksiądz wilżąc jej czoło i podsuwając flaszeczkę z octem, którą znalazł gdzieś w kącie.
— Czuję, iż życie, zamiast mnie opuszczać, napływa we mnie, rzekła dziękując gestem pełnym prostoty.
Ta urocza mimika, jaką rozwinęłyby Gracje gdyby chciały kogoś oczarować, usprawiedliwiała w zupełności przydomek dziewczyny.
— Lepiej ci? spytał duchowny, podając szklankę wody z cukrem.
Człowiek ten wydawał się obyty z tem osobliwem gospodarstwem, znał wszystko. Był tam jak u siebie. Ten przywilej — być wszędzie u siebie — przysługuje jedynie królom, ulicznicom i złodziejom.
— Kiedy będziesz już zupełnie dobrze, podjął po pauzie ten szczególny ksiądz, powiesz mi co cię skłoniło do twej ostatniej zbrodni, do samobójstwa.
— Historja bardzo prosta, mój ojcze, odparła. Jeszcze trzy miesiące temu, żyłam w nierządzie, w którym się urodziłam. Byłam ostatnią i najpodlejszą z kobiet; obecnie jestem jedynie najnieszczęśliwszą. Pozwól mi nie wspominać o biednej matce, która zginęła zamordowana...
— Przez pewnego kapitana, w podejrzanym domu, rzekł ksiądz, przerywając... Znam twoje pochodzenie; wiem, że, jeżeli kiedy która kobieta może znaleźć usprawiedliwienie swego haniebnego życia, to ty, której zbywało dobrych przykładów.