Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niestety! nie ochrzczono mnie, nie udzielono żadnej religji...
— Wszystko jest tedy jeszcze do naprawienia, odparł ksiądz; byleby wiara twoja, skrucha, były szczere i bez ukrytej myśli.
— Lucjan i Bóg wypełniają me serce, rzekła ze wzruszającą naiwnością.
— Mogłabyś powiedzieć Bóg i Lucjan, odparł ksiądz z uśmiechem. Przypominasz mi cel moich odwiedzin. Nie opuszczaj nic, co tyczy tego chłopca.
— Przychodzisz, ojcze, od niego? spytała z wyrazem miłości, który byłby rozczulił każdego innego księdza. Och! domyślił się mego zamiaru.
— Nie, odparł, nie o twoją śmierć chodzi, ale o życie. No, teraz mów wszystko.
— W dwóch słowach, rzekła.
Biedna dziewczyna drżała pod wpływem brutalnego tonu księdza, ale jak kobieta którą brutalność oddawna przestała dziwić.
— Lucjan, to Lucjan, ciągnęła, najpiękniejszy i najlepszy z ludzi; jeżeli go pan zna, miłość moja musi ci się wydać bardzo naturalna. Spotkałam go przypadkiem, przed trzema miesiącami w Porte-Saint-Martin, dokąd poszłam w dzień wychodni, bo miałyśmy jeden dzień w tygodniu wolny u pani Meynardie, gdzie byłam. Nazajutrz, rozumie pan że uciekłam bez pozwolenia. Miłość wstąpiła w moje serce i odmieniła mnie tak, że, wracając z teatru, nie poznawałam sama siebie: brzydziłam się sobą. Nigdy Lucjan nie dowiedział się o niczem. Zamiast mu powiedzieć gdzie jestem, podałam adres tego mieszkania; zajmowała je wówczas jedna z przyjaciółek, która mi je odstąpiła potem. Przysięgam na wszystko...
— Nie trzeba się kląć.
— Czyż to znaczy się kląć, dawać najświętsze słowo? Zatem, od tego dnia, pracowałam w tym pokoju jak wyrobnica, szyłam