Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bawełniane pończochy i sznurowane trzewiki, długi czarny surdut, czarne noszone od dziesięciu dni dwufrankowe rękawiczki, złoty łańcuszek przy zegarku. Był to, ni mniej ni więcej, urzędnik niższej kategorji, nazywany bardzo antynomicznie oficerem pokoju.
— Drogi panie Peyrade, przykro mi, że człowiek taki jak pan jest przedmiotem nadzoru, i że sam, postępowaniem swojem, sili się usprawiedliwić tę konieczność. Przebranie pańskie nie podoba się panu prefektowi. Jeżeli pan sądzi, że w ten sposób uchodzisz naszej czujności, jesteś w błędzie. Wyruszyłeś zapewne z Anglji w Beaumont-sur-Oise?...
— W Beaumont-sur-Oise?... odparł Peyrade.
— Albo w Saint-Denis? dodał fałszywy urzędnik.
Peyrade zmieszał się. To nowe pytanie wymagało odpowiedzi. Otóż, wszelka odpowiedź była niebezpieczna. Potwierdzenie zakrawało na drwiny; przeczenie, jeżeli ten człowiek wiedział prawdę, pogrążało Peyrade’a.
— Szczwany lis, pomyślał.
Spróbował spojrzeć na oficera pokoju z uśmiechem i ofiarował uśmiech za odpowiedź. Przyjęto uśmiech bez protestu.
— W jakim celu przebrałeś się pan, wynająłeś pokój w hotelu Mirabeau i ucharakteryzowałeś Contensona za mulata? spytał oficer pokoju.
— Pan prefekt zrobi ze mną co zechce, ale rachunek ze swoich czynności winien jestem jedynie swoim przełożonym, rzekł Peyrade z godnością.
— Jeżeli mi pan daje do zrozumienia, że działasz na rachunek generalnej policji, rzekł fałszywy agent, zaraz zmienimy kierunek i udamy się na ulicę Grenelle, zamiast na Jerozolimską. Mam co do pana rozkazy bardzo stanowcze. Ale uważaj pan dobrze! sprawa nie przedstawia się zbyt groźnie, i oto, w jednej chwili, pogorszyłbyś ją znacznie. Co do mnie, nie życzę panu źle... Ale bądźmy szczerzy!... Powiedz pan prawdę.