Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Europa wzięła z powagą trzydzieści biletów bankowych i wyszła zamykając bankiera. Nucingen poszedł prosto do pokoju, gdzie była piękna Angielka, która rzekła:
— To ty, Lucjanie?
— Nie, piękne dziecię... wykrzyknął Nucingen, ale nie dokończył.
Stanął w osłupieniu, widząc kobietę stanowiącą zupełne przeciwieństwo Estery: kolor blond tam gdzie widział czarny, słabość tam gdzie podziwiał siłę! łagodną noc Bretanji tam gdzie skryło się słońce Arabji.
— Jakto! co?... kto pan jest?... czego pan chce?... rzekła Angielka dzwoniąc, przyczem dzwonek nie wydał żadnego głosu.
— Obwiązałem dzwonek, ale niech się pani nie boi... ja odejdę, rzekł. Ot, i trzydzieści tysięcy franków rzucone w wodę. Bani jezdeź gochangą Ludzjana te Rupembré!
— Troszeczkę, mój synu, rzekła Angielka, która dobrze mówiła po francusku. Ale gdo dy jezdeź? dodała, przedrzeźniając Nucingena.
— Człowiekiem, który bardzo wpadł! odparł miłosiernie.
Dży do snadży fbaźć, ficiedź łatną gopitę? spytała żartując.
— Niech mi pani pozwoli posłać sobie jutro klejnot, na pamiątkę po baronie de Nucingen.
Nie snam!... rzekła, śmiejąc się jak szalona; ale klejnot będzie mile widziany, mój gruby gwałcicielu spokoju domowego.
— Pozna go pani! Żegnam. Jest pani królewskim kąskiem; ale ja jestem biedny bankier przeszło sześćdziesięcioletni... Dopiero zrozumiałem jak na mnie działa kobieta którą kocham, skoro pani nadziemska piękność nie pozwoliła mi o niej zapomnieć...
— Wie pan, to bardzo ładne co mi pan mówi, odparła Angielka.
— Nie takie ładne jak ta, która mnie tem natchnęła...
— Mówił pan coś o dżyciezdu tysiącach franków... komu je pan dał?