Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc dobrze, będę działał szczerze.
— Szczerze... Oto wszystko czego pragnę, rzekł Peyrade; szczerość jest jedynym, dość niebanalnym podarkiem, jaki możemy sobie uczynić wzajem.
— Szczerze, powtórzył baron. Gdzie pan chce, abym pana wysadził?
— Przy moście Ludwika XVI.
— Do mostu, rzekł baron do lokaja, który podszedł do drzwiczek.
— Będę zatem miał moją nieznajomą! rzekł w duchu baron odjeżdżając sam.
— Cóż za traf! mówił do siebie Peyrade, wracając pieszo do Palais-Royal, gdzie zamierzał potroić owe dziesięć tysięcy, aby z nich wykrzesać posag Lydji. Oto jestem zmuszony interesować się figlami tego samego młodego człowieka, którego spojrzenie urzekło mi córkę. Musi to być jeden z tych, na których kobiety lecą, rzekł.
Wróciwszy do domu, baron de Nucingen niepodobny był do siebie; zdziwił domowników i żonę, był rumiany, ożywiony, wesół.
— Biada akcjonarjuszom! rzekł du Tillet do Rastignaka.
Było to po Operze; siedzieli w tej chwili przy herbacie w saloniku Delfiny.
— Tak, rzekł uśmiechając się baron, który podchwycił koncept swego kmotra, czuję smak do interesów...
— Widziałeś tedy nieznajomą? spytała pani de Nucingen.
— Nie, odparł, mam dopiero nadzieję znalezienia jej.
— Czy kocha kto kiedy tak własną żonę?... wykrzyknęła pani de Nucingen, okazując nieco zazdrości, szczerej lub udanej.
— Skoro ją pan będzie miał, rzekł du Tillet do barona, musisz nas zaprosić na kolację; bardzom ciekaw przyjrzeć się istocie, która mogła pana odmłodzić do tego stopnia.
— To arcydzieło stworzenia, odparł stary bankier.
— Wpadnie jak smarkacz, szepnął Rastignac Delfinie.