Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dzieciaku! odparł ojciec, piękność nie zawsze jest oznaką dobroci. Młodzi ludzie z miłą powierzchownością nie spotykają w zaraniu życia żadnych trudności, nie rozwijają tedy w sobie żadnego talentu. Zepsuci są życzliwością świata, którą później trzeba im drogo opłacić!... Chciałbym ci znaleźć jednego z owych ludzi, którzy, w tym świecie mieszczuchów, bogaczy i głupców, przebijają się bez pomocy...
— Kogo, ojcze?
— Nieznanego człowieka z talentem... Ale bądź spokojna, dziecko, mam sposoby aby przetrząsnąć wszystkie poddasza Paryża i ziścić twoje marzenia, dając ci mężczyznę równie pięknego jak nicpoń o którym mówisz, ale pełnego nadziei, jednego z ludzi przeznaczonych do fortuny i sławy... Prawda! zapomniałem: toć ja muszę mieć armję bratanków, a między nimi znajdzie się może godny ciebie... Napiszę, albo każę napisać do Prowancji!
Rzecz osobliwa! w tej samej chwili młody człowiek umierający z głodu i znużenia, przybyły pieszo z Vaucluse, bratanek ojca Canquoëlle, wchodził do miasta z zamiarem odszukania stryja. W marzeniach rodziny, której losy tego stryja były nieznane, Peyrade przedstawiał kanwę wszelakich nadziei: sądzono, iż wrócił z Indji z miljonami! Rozpalony owemi romansami snutemi przy kominku, ten stryjeczny wnuk imieniem Teodozjusz, podjął wędrówkę w poszukiwaniu za fantastycznym stryjem.
Nasmakowawszy się kilka godzin rozkoszy ojcostwa, Peyrade, z umytemi i ufarbowanemi włosami (puder był przebraniem), odziany w poczciwy gruby surdut zapięty pod szyję, okryty czarnym płaszczem, obuty w grube trzewiki o silnych podeszwach i opatrzony specjalną kartą, szedł zwolna aleją Gabryela, gdzie Contenson, przebrany za handlarkę jarzyn, spotkał go koło Elysée-Bourbon.
— Panie de Saint-Germain, rzekł Contenson dając ex-przełożonemu jego urzędowy pseudonim, dałeś mi zarobić pięćset franiów; otóż, jeżeli przyszedłem się tu zaczaić na ciebie, to aby ci powie-