tych które kochali, wolno podziwiać tę wdowę po Bolingbroku; ale panna Dupuis mogła żyć wspomnieniem kilku lat szczęścia, gdy panna de Villenoix, zaznawszy z miłości jedynie jej pierwsze wzruszenia, była dla mnie typem poświęcenia w jego najszerszym wyrazie. Oszalawszy nieomal, była wzniosła; ale rozumiejąc, tłómacząc szaleństwo, pięknościom wielkiego serca przydawała arcydzieło uczucia godne aby je studjować. Kiedy ujrzałem smukłe wieżyczki zamkowe, których widok tak często musiał przyprawiać o drżenie biednego Ludwika, serce moje zabiło żywo. Wcieliłem się, można powiedzieć, w jego życie i dolę, przypominając sobie wszystkie wydarzenia naszej młodości. Wreszcie wszedłem w wielki opustoszały dziedziniec i dostałem się do sieni zamkowej nie spotkawszy nikogo. Odgłos moich krokow sprowadził starszą kobietę, której oddałem list p. Lefebvre do panny de Villenoix. Niebawem taż sama kobieta wróciła po mnie i wprowadziła mnie do sali wyłożonej białym i czarnym marmurem, o zamkniętych okienicach. W głębi sali ujrzałem niewyraźnie Ludwika Lambert.
— Niech pan zechce usiąść, rzekł łagodny głos idący wprost do serca.
Panna de Villenoix znalazła się niepostrzeżenie obok mnie, i przyniosła mi bez szelestu krzesło, które nie odrazu przyjąłem. Ciemność była tak głęboka, że, w pierwszej chwili, panna de Villenoix i Ludwik robili na mnie wrażenie dwuch czarnych brył, odcinających się na tle tej mrocznej atmosfery. Usiadłem, zdjęty tem uczuciem jakie ogarnia nas, prawie mimo naszej woli, pod ciemnemi arkadami kościoła. Oczy moje, jeszcze pełne blasku słońca, stopniowo dopiero przyzwyczaiły się do tej sztucznej nocy.
— Ten pan, rzekła, to twój przyjaciel szkolny.
Lambert nie odpowiedział. Dojrzałem go wreszcie, a widok ten wyrył się nazawsze w mej pamięci. Stał
Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/180
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.