Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Martin, de Gence i kilku innych pisarzy francuskich, wpół Niemców, byli prawie jedyni, którzy, na obszarze ziem francuskich, znali nazwisko Swedenborga. Zdziwiona pani de Staël chwyciła książkę z ową porywczością, w którą lubiła stroić swoje pytania, spojrzenia i gesty; nastęnie, spoglądając na Lamberta, rzekła:
— Czy ty to rozumiesz?
— Czy pani modli się do Boga? spytało dziecko.
— Ależ... tak.
— A czy go pani rozumie?
Baronowa oniemiała na chwilę; następnie siadła koło Lamberta i zaczęła z nim rozmawiać. Nieszczęściem, pamięć moja, mimo iż nader rozległa, daleką jest co do wierności od pamięci mego kolegi; jakoż uleciało mi wszytko z tej rozmowy, z wyjątkiem pierwszych słów. Spotkanie to musiało wywrzeć na pani de Staël duże wrażenie; wróciwszy do zamku, mówiła o niem niewiele, mimo potrzeby wywnętrzania która wyradzała się u niej w gadulstwo; ale była niem widocznie silnie zajęta. Jedyna żyjąca osoba, która zachowała pamięć tej przygody — kiedym ją wypatrywał, aby zebrać tych niewiele słów, które wówczas wymknęły się pani de Staël — przypomniała sobie z trudem to pierwsze odezwanie się baronowej o Lambercie: „To prawdziwy widzący”. Ludwik nie ziścił w oczach świata pięknych nadziei, które zbudził w swej opiekunce. Przelotne zainteresowanie jakie mu okazała uznano tedy za kaprys kobiecy, za jedną z owych fantazji właściwych artystom. Pani de Staël chciała wydrzeć Lamberta cesarzowi i Kościołowi aby go wrócić szlachetnym losom, które, jak mówiła, go czekały: czyniła zeń już bowiem jakiegoś nowego Mojżesza ocalonego z wody. Przed wyjazdem poleciła jednemu z przyjaciół, panu de Corbigny, wówczas prefektowi w Blois, aby w odpowiednim czasie umieścił jej Mojżesza w kolegjum w Vendôme; poczem prawdopodobnie zapomniała o nim.
Wstąpiwszy tam mając czternaście lat, z począt-