Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie władał już swą myślą: wspomnienia rozkosznych scen i upajających szałów namiętności zwycieżyły w jego oddawna uśpionej duszy i obudziły się w niej niby źle zgaszony ogień.
— Paulino, pójdź!... Paulino!..
Straszliwy krzyk dobył się z gardła młodej kobiety, oczy jej rozszerzyły się, brwi, gwałtownie ściągnięte niewymownym bólem, rozsunęły się ze zgrozą. Czytała w oczach Rafaela owo wściekłe pożądanie będące niegdyś przedmiotem jej dumy; ale, w miarę jak to pragnienie rosło, skóra, kurcząc się, łechtała jej rękę. Bez zastanowienia uciekła do sąsiedniego pokoju, zatrzaskując drzwi.
— Paulino! Paulino! krzyczał umierający biegnąc za nią, kocham cię, ubóstwiam, pragnę!... Przeklinam cię, jeśli mi nie otworzysz! Chcę umrzeć twoim!
Znalazłszy niezwykłą siłę, ostatni błysk życia, wywalił drzwi i ujrzał swą kochankę wpół nagą tarzającą się na kanapie. Paulina napróżno siliła się przebić; chcąc znaleźć rychłą śmierć, próbowała się udusić szalem.
— Jeżeli ja umrę, on będzie żył! powtarzała, siląc się zacisnąć węzeł.
Włosy jej rozsypały się, ramiona były nagie, strój w nieładzie... W tej walce ze śmiercią, z oczyma we łzach, z rozpłomienioną twarzą, wijąc się w straszliwej rozpaczy, odsłaniała pijanemu miłością Rafaelowi tysiące powabów które podsycały jego szał; rzucił się na nią niby drapieżny ptak, rozdarł szal i chciał ją wziąć w ramiona.