Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeszyła mu duszę tak jak ostrze sztyletu przeszywa pierś. Spojrzał na jaszczur: skurczył się lekko. Zaklął potężnie, pochylił głowę na fotel i trwał bez ruchu patrząc przed siebie a nie widząc.
— Wielki Boże! wykrzyknął, jakto! wszystkie moje pragnienia, wszystkie! Biedna Paulina!...
Wziął cyrkiel, zmierzył ile ten ranek kosztował go istnienia.
— Nie mam przed sobą ani dwóch miesięcy! rzekł.
Oblał go zimny pot; naraz ogarnęło go uczucie niewymownej wściekłości; chwycił jaszczur wołając:
— Jestem głupiec!
Wybiegł pędem, przebył ogród i rzucił talizman do studni.
— Niech się dzieje co chce!... rzekł!... Do czarta wszystkie te głupstwa!
Rafael poddał się szczęściu kochania i żył z oczyma w oczach Pauliny. Ślub ich, opóźniony przez trudności które zbytecznem byłoby opowiadać, miał się odbyć w pierwszych dniach marca. Wypróbowali się, nie wątpili o sobie samych; szczęście objawiło im całą siłę ich uczucia. Nigdy dwie dusze, dwa charaktery nie zespoliły się tak doskonale jak oni mocą namiętności. Poznając się, pokochali się tem bardziej: z obu stron ta sama delikatność, wstydliwość, rozkosz, najsłodsza ze wszystkich rozkoszy, rozkosz aniołów; żadnej chmurki na ich niebie; kolejno pragnienia jednego stawały się prawem drugiego. Bogaci oboje, nie znali kaprysów których by nie mogli zaspokoić, tem