Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzonej miłości; miłość moja, w całej sile i pięknie swych nadziei, natchnęła mnie owemi słowami, które oświetlają całe życie powtarzając krzyk rozdartej duszy. Akcent mój był to akcent ostatniej modlitwy umierającego na polu bitwy. Płakała. Zatrzymałem się. Wielki Boże! łzy jej były owocem tego sztucznego wzruszenia, jakie się kupuje za pięć franków u bramy teatru: zyskałem sukces dobrego aktora.
— Gdybym była wiedziała... rzekła.
— Niech pani nie kończy, wykrzyknąłem. Kocham panią w tej chwili jeszcze dosyć aby cię zabić.
Chciała pociągnąć za dzwonek. Parsknąłem śmiechem.
— Niech pani nie woła, dodałem. Pozwolę pani spokojnie dokończyć życia. Zabić panią, to nie byłaby żadna zemsta! Niech się pani nie lęka żadnego gwałtu: spędziłem całą noc u stóp pani łóżka, nie...
— Panie... rzekła rumieniąc się.
Ale, po tym pierwszym odruchu wstydu, jaki musi tkwić w każdej kobiecie, nawet najmniej wstydliwej, obrzuciła mnie wzgardliwem spojrzeniem i rzekła:
— Musiało być panu bardzo zimno!
— Czy pani sądzi, że piękność pani ma dla mnie taką cenę? odparłem, zgadując myśli które ją przenikały. Pani twarz jest dla mnie obietnicą duszy jeszcze piękniejszej niż pani jest piękna. Ech, pani, ludzie, którzy widzą w kobiecie tylko kobietę mogą kupować co wieczór odaliski godne seraju i dostępować szczęścia nader tanio... Ale ja byłem ambitny,