Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do stolika, wzięła flakonik, nalała do szklanki mleka kilka kropel ciemnego płynu, wypiła, poczem, po paru ciężkich westchnieniach, wykrzyknęła:
— Mój Boże!
Wykrzyknik ten, a zwłaszcza akcent jaki mu dała, ścisnęły mi serce. Nieznacznie, pogrążyła się w bezwładzie. Zląkłem się; ale niebawem usłyszałem równy i silny oddech śpiącej; rozsunąłem szeleszczące jedwabie firanek, opuściłem moją pozycję i przystanąłem u stóp łóżka patrząc na uśpioną z nieokreślonem uczuciem.
Była czarująca w tej pozie. Wsunęła głowę pod ramię, jak dziecko; jej spokojna i ładna twarz spowita w koronki wyrażała błogość która mnie rozpłomieniła. Przeceniając swoje siły, nie przewidziałem mej męki: być tak blisko i tak daleko niej! Trzeba mi było znieść wszystkie tortury które sobie zgotowałem. Mój Boże! ten strzęp nieznanej myśli, który miałem unieść z sobą jako jedyny błysk światła, zmienił nagle moje pojęcie o Fedorze. To słowo, obojętne albo głębokie, bez treści albo pełne znaczeń, można było zarówno tłómaczyć szczęściem jak cierpieniem, bólem fizycznym lub troską. Czy to była klątwa czy modlitwa, wspomnienie czy przeczucie, żal czy obawa? Było całe życie w tem słowie; życie w niedostatku lub w bogactwie; była może nawet i zbrodnia! Zagadka ukryta w tym pięknym kształcie kobiecym zjawiła się na nowo; Fedorę można było tłómaczyć na tyle sposobów, że stawała się nie do wytłómaczenia. Falowanie oddechu który przechodził