Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siłę, którą zawdzięcza wstrzemięźliwości i pracy! W tej jednej chwili uczułem tysiąc żywych i bolesnych myśli niby tysiąc grotów. Spoglądałem w niebo przez okienko, czas był mocno niepewny. W razie nieszczęścia, mogłem wprawdzie wziąć dorożkę na cały dzień; ale czyż wtedy nie miałbym zatrutej każdej minuty mego szczęścia obawą że nie spotkam Finota wieczorem? Nie czułem się dość silnym, aby znieść tyle wzruszeń w pełni mego szczęścia. Mimo pewności że nic nie znajdę, zacząłem przeszukiwać cały pokój, szukałem urojonych talarów nawet w sienniku, szperałem wszędzie, wytrząsałem nawet stare buty. Trawiony nerwową gorączką, wodziłem błędnem okiem po meblach, przewróciwszy je wszystkie. Czy zrozumiesz szał jaki mnie ogarnął, kiedy, otwierając po siódmy raz szufladę w biureczku, aby ją przepatrzyć z ową apatją w jakiej pogrąża nas rozpacz, spostrzegłem niby przylepioną do poprzecznej deszczki, chytrze przyczajoną, ale schludną, lśniącą jasno jak wschodząca gwiazda, piękną i szlachetną pięciofrankówkę? Nie żądając od niej rachunku ani za jej milczenie ani za okrucieństwo jakiego się dopuściła ukrywając się w ten sposób, ucałowałem ją jak przyjaciela wiernego w nieszczęściu i pozdrowiłem ją okrzykiem który nie został bez echa. Obróciłem się nagle i ujrzałem pobladłą Paulinę.
— Myślałam, rzekła wzruszonym głosem, że pan sobie zrobił co złego! Posłaniec... (Przerwała jakby się dławiła.) Ale mama zapłaciła mu, dodała.