Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chała ogniem i złotem. Siedmiu czy ośmiu widzów, stojących kołem tak że tworzyli galerję, oczekiwało scen, które im gotowały igraszki losu, twarze aktorów, ruch pieniędzy i grabek. Próżniacy ci stali tam milczący, nieruchomi, baczni, jak lud na placu Grève, kiedy kat kosi głowę. Wysoki, suchy mężczyzna, w wytartem ubraniu, trzymał w jednej ręce kartkę a w drugiej szpilkę by znaczyć czarne lub czerwone. Był to jeden z tych nowożytnych Tantalów, żyjących na marginesie wszystkich uciech swej epoki, jeden z owych skąpców bez skarbu, rozgrywających urojoną stawkę; gatunek rozsądnego warjata, który pociesza się w swej nędzy, pieszcząc chimery, który, słowem, manipuluje występkiem i niebezpieczeństwem tak, jak młodzi księża, odprawiający białe msze, eucharystją. Nawprost banku znajdowało się paru owych szczwanych kombinatorów, wytrawionych w ogniu gry, podobnych starym galernikom których nie przerażają już galery; tacy przychodzą aby postawić dwa lub trzy razy i unoszą natychmiast prawdopodobny zysk, stanowiący ich utrzymanie. Dwaj starzy służący zakładowi przechadzali się niedbale z założonemi rękami, spoglądając od czasu do czasu w ogród przez okno, jak gdyby dla pokazania przechodniom, niby szyldu, swoich tępych fizjognomji. Krupier i bankier objęli właśnie poniterów owem bladem spojrzeniem które ich zabija, i wyrzekli dyszkantem: „Proszę obstawiać!“ w chwili gdy młody człowiek otworzył drzwi. Milczenie stało się jakgdyby głębsze, głowy obróciły się przez ciekawość ku nowoprzybyłemu.