Mimo chwały niebios, głowę
Zamyślony spuszczać począł,
Krocząc z nogi wciąż na nogę.
Gdy go gładził sługa Boży,
Patrzał przed się w zamyśleniu
O tych ziemskich wielkich łąkach,
O bagniskach, o moczarach.
Nad któremi chmury ciągną;
O sitowiu i o trzcinie,
W których wiatr wyprawia harce;
Tam moc owych niezliczona
Lekkonogich małych tworów,
Które łowił długim dziobem.
W tej zadumie jasno widzi,
Jak, spłoszona jego kroki,
W wodę z brzegu skacze żaba.
Dziwnym zda się obraz cały
Tej przyrody ożywionej —
Śmieszność z grozą tutaj społu.
Widzi, jak się miga w trzcinie
Salamandra ciemnożółta
I jaszczurka, którą spłoszył,
Co się w słońcu wygrzewała;
Widzi szare, ciche chatki
I kościółka widzi wieżę;
Na czerwonym szczycie dachu
Widzi z jego gniazdem koło;
Strona:PL Ballady, Legendy itp.djvu/59
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.