Strona:PL Baliński - Śpiewakowi Mohorta.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Co z lada wiatrem w krąg po całym świecie,
Jak zeschłe liście tuła się i miecie.
Lecz próżno goni za obcym żywiołem,
Musi kościołem być — albo — popiołem!
Urzędem Bożym przed ludów obliczem,
Wodzem narodów ku niebu — lub niczem!...


W dziwneż bo drogi od mogiły matki
Rozbiegły polskich śpiewaków gromadki.
Jednych porwała straszna zawierucha
W jakieś nie kraje lecz przepaści ducha.
Zarwawszy węzły łączące ich z ludem
Męczą się jakimś nieujętym trudem,
Jakąś nie bożą, więc nie polską pracą,
J wciąż w niebiosa skrzydłami kołacę,
Myślisz rozbiją, — a my w skok od ziemi
W zdobyte niebo wpadniemy za nimi. —
Jch pieśń „fajerwerk z słów kilku tyśięcy
Co ma przecudnie spłonić — i nic więcej.”

Rzekłbyś że naród zamienili w ptaków.
Że nie rycerzy trzeba lecz śpiewaków,
Nie znojem krwawym Polskę tu zdobywać,
Lcez w chmury skoczyć i śpiewać — w ciąż śpiewać!.

A złe nie śpiewa — lecz truje i ziębi
J powróz wciska głębiej — co raz głębiej!...

Jnni porwawszy prawdy wiekuiste
Wznieśli się z niemi w sfery takie mgliste...
J utonęli gdzieś w Jtalskich chmurach.
Rycerze — ale tylko na lazurach. —
Błyskają — myślisz że błyski mieczowe,
Że damasceńskie, — gdzie tam! — księżycowe.
Niema w nich ciała, kości, i krwi polskiej;
Polonez duchów przy lutni eolskiej; —
Dotknij a oni i złote ich struny
W deszczu z brylantów spadną na laguny. —

A wzrok od pługa wysłany za niemi
Znużon szukaniem znów spada ku ziemi,
I woli patrzeć na skowronki boże
Co mu nad skibą dzwonią którą orze.