Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stosowne, by go widziano na ulicy z dawnym znajomym.
W godzinę potém siedzieli już w mieszkaniu księdza przy stole, na którym stało kilka butelek wina — już wypróżnionych. Wiktor wołał o nowe. Wspomnienia młodszych lat wzbudzały w nim pragnienie. Pił i gadał — czasem płakał, szczególniej gdy mówił o siostrze, ściskał księdza i wołał o wino. W końcu zaproponował mu, czyby nie wolał zamiast wina dać wódki; utrzymywał bowiem, że to trunek tańszy a zdrowszy. Ksiądz, czy to przez gościnność, czy przez pobłażanie, czy téż z innych powodów, nie sprzeciwiał się wcale i chętnie dolewał gościowi, sam ledwie maczając usta w kieliszku. Po kilku godzinach takiéj przyjacielskiéj pogawędki, Kudłaczowi coraz więcéj język plątać się zaczął a powieki opadać — wreszcie zwalił się na ziemię i silnem chrapaniem zakończył wynurzanie afektów koleżeńskich.
Ksiądz pochylił się nad śpiącym, przypatrzył mu się bacznie, potem podniósł się, zasunął drzwi na zasuwkę, wziął nóż ze szafy, i powrócił z nim ku leżącemu na ziemi. — Ukląkł na jedno kolano i z kocią zręcznością począł ostrożnie, powoli rozpinać surdut, kamizelkę, koszulę. Ponieważ szło o nierozbudzenie śpiącego, cała więc ta operacja nie mało zajęła czasu, zanim ksiądz Modest do-