Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

baczywszy pod oknem błyszczące kasko policjanta, chciał się cofnąć, ale w tej chwili wchodzący za nim wysoki drągal, popchnął go tak silnie, iż nagle znalazł się w kole tańczących par, które go potrącały i popychały to w jednę, to w drugą stronę. Kudłaty usiłował co rychlej wydostać się z pomiędzy szturchańców: nie wrócił jednakże już ku drzwiom, w pobliżu których stał właśnie policjant, ale przecisnął się przez tłum ku piecowi, gdzie było najzaciszniej i najciemniej. Na ławie pod piecem siedziało dwóch mężczyzn nie bardzo miłej powierzchowności i szeptało coś między sobą. Za zbliżeniem się nieznajomego urwali szepty i spojrzeli nań podejrzliwie i z niezadowoleniem; kudłaty jednak zdawał się nie zważać na to. Stanął tuż przed drzwiczkami pieca i wystawiwszy naprzód skostniałe ręce, zapatrzył się w płomyki ognia i grzał się. Mróz, co mu pobielił kudłatą brodę i gęste wąsy, zdradzał, że dłuższy czas musiał przebyć na zimnie, przeciw któremu liche ubranie wcale go nie zabezpieczało. Miał na sobie czarny wytarty surdut z poobrywanemi guzikami, kawałek zabrudzonego szala związany pod szyją w duży węzeł, spodnie letnie w kratkę, pod któremi żadnego cieplejszego ubrania domyśleć się nie było można: szczątki wreszcie obuwia, owinięte słomą i poprzywiązywane do nóg sznurkami, spra-