Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Student chciał się cofnąć, ale już było zapóźno, gdyż właśnie drzwi się otworzyły i stary ojciec szwaczki wyjrzał do sieni. Cofnąć się więc nie wypadało i student zmieszany, zakłopotany, wszedł do izdebki nie wiedząc co zrobić z bukietem i z przemową, którą sobie przygotował dla solenizantki.
— A zkądże pan wziął taki piękny bukiet? spytał stary, podając studentowi rękę na powitanie.
To pytanie bardziej jeszcze zmieszało nieśmiałego — trudno mu było się przyznać, że przez przekroczenie siódmego przykazania przyszedł do własności bukietu, plątał się więc w odpowiedziach i z trudnością zdołał się wytłómaczyć przed starym wojskowym, że to na imieniny jego córki przygotował ten podarunek.
— Więc to dzisiaj imieniny Zosi? — mówił stary — no, patrzaj pan, byłbym przepomniał o tem. Do kalendarza rzadko zaglądam.
— Toś pan nie wiedział? zapytał student, zdziwiony niepomału, że własny ojciec nie pamiętał o tym dniu, który on w kalendarzyku swoim jeszcze w styczniu podkreślił i niecierpliwie nań oczekiwał.
— Nic w tem nie ma dziwnego — odrzekł stary — w moim wieku imieniny nie są wielką przyjemnością, bo przypominają tylko człowiekowi to, o czem radby zapomnieć; to jest,