Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zarabiał także przepisywaniem ról teatralnych. Obecnie jednak ani pisał, ani czytał, ani nie jadł nawet, bo najprzód roboty nie miał, a jeść nie było co — zresztą myśl jego zajętą była czem innem — zdecydował się nagle, zapiął surdut i nałożył czapkę na głowę. Następnie wziął ze stolika nóż składany, schował w kieszeń, potem zgasił świecę, zbliżył się.... naturalnie, że powinien był zbliżyć się do drzwi — ale wbrew oczekiwaniu i wszelkim przyjętym zwyczajom — zbliżył się do okna, otworzył je i przesadziwszy jednym skokiem, stanął na ulicy. Widocznie wyprawa nocna miała zostać tajemnicą dla mieszkańców domku. Odchodząc, nie przymknął nawet okna, jakby żył w arkadyjskiej epoce, nie uznającej potrzeby ani zamków, ani kłódek, ani kodeksu karnego. Domyślamy się zresztą, że w izdebce oprócz książek i papieru nie było nic więcej, wiadomo zaś że na taką zdobycz nie tylko żaden złodziej się nie skusi, ale nawet rzadkoby który obywatel galicyjski, choćby przez samą ciekawość, połakomić się zechciał. Pewny więc, że drukowane i pisane ruchomości nie skłonią nikogo do przestąpienia siódmego przykazania, student bez obawy zostawił okno otwarte i wyszedł na uliczkę przedmieścia.
Obszedł ostrożnie na około ów ogród duży z pałacem, przyjrzał się pilnie, czy w któ-