Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest tutaj — rzekło męzkie domino, naturalnym głosem.
Członkowi oświaty zrobiło się ciemno w oczach.
— Nie bój się, zbyt zajęta twoim przyjacielem, aby mogła na ciebie zważać.
— Ależ na Boga! o którym przyjacielu mówisz?
— O tym, co cię tak gorliwie namawiał do opieki nad oświatą, zamiast czuwania nad własną żoną.
— Feliks! — zawołano z tyłu.
Doktor zapomniał się usłyszawszy swoje imię, odwrócił się i ujrzał dwie maski prowadzone przez Seweryna.
Jedna z nich przystąpiła bliżej, wlepiając w doktora ostre przenikliwe spojrzenie.
— A co, poznałam cię, ptaszku? rzekła biorąc go za rękę.
— Jeżeli wszystkich tak poznajesz, to lepiej idź spać, odparł doktor, usiłując pogardliwym tonem i obojętnością pokryć swoje pomieszanie i naprawić chwilową niezręczność.
Maska jednak nie dała się tem złudzić i nie myślała wcale porzucać swej ofiary zabierającej się do odejścia.
— Poczekaj — rzekła przytrzymując go — mam ci wiele do powiedzenia.