Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Adrjannie, zdawało mi się, żeście sobie oczami jakiś znak porozumienia rzucili.
— Dziecko z ciebie — przerwała hrabina, kryjąc w przymusowym uśmiechu lekkie pomieszanie.
— Możem cię obraził tem podejrzeniem?
— Nie, ale rozśmieszył. Doktor Feliks, ha, ha!
— Ty nie znasz go. To człowiek bez zasad, nieuznający żadnéj moralności, człowiek dla którego nie ma nic świętego, nic, czegoby skalać nie było można. Przytem zimny egoista, co przy urodzie i elegancji robi go bardzo niebezpiecznym i szkodliwym. Raz już w życiu wszedł mi w drogę i skrzywił mój los. Kochałem młodą panienkę, zyskałem jéj wzajemność, dzień ślubu już był wyznaczony, gdy nieszczęście mieć chciało, że wprowadziłem go w dom narzeczonéj mojéj na parę miesięcy przed ślubem.
— I cóż? — spytała rozciekawiona hrabina.
— Oczarował ją magnetycznemi spojrzeniami swemi i odwrócił zupełnie odemnie. Z boleścią widziałem jak serce Helenki chłodnęło dla mnie.
— Więc Helenka bohaterce?
— Nie drwij, Sabino, z niéj. Ja szanuję jéj pamięć, choć tak boleśnie zraniła mi serce. Nie tyle jéj w tem winy, ile jego. Człowiek