Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kilkanaście minut byli już przy łóżku umierającego. Wszedłszy do pokoju. Zofja rzuciła się ku księdzu wołając:
— Ojcze!
— Córko moja! Boże! jakżem szczęśliwy. Flawjuszu, dziękuję ci za tę chwilę. Błogosł..!
Podniósł rękę do góry, chcąc pobłogosławić klęczącéj parze kochanków — ale ręka spadła na poduszki jak ołów....


Ksiądz Modest żyć przestał.

KONIEC.